sobota, 20 kwietnia 2013

Utracona jakość życia - permanentnie?

Zadumałam się dziś po obejrzeniu jednego z odcinków serialu "Arrow". Główny bohater w wyniku zatonięcia statku, którym płynął, trafia na tajemniczą wyspę, na której spędza kolejne 5 lat. Na wyspie tej musi się mierzyć z ogromem przeciwności, podejmować trudne decyzje, które na zawsze odciskają piętno w jego osobowości. Następnie nasz bohater, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, powraca do cywilizacji.
Nie ważne, co robi potem. Ważne, jak się czuje. Bohater stwierdza:

Nie tylko straciłem na wyspie 5 lat życia. Utraciłem również radość z życia

Nie trudno mi się było zidentyfikować z gościem. Moja anoreksja to nic innego, jak wieloletnie przebywanie na koszmarnej wyspie, na której na każdym kroku czyhają niebezpieczeństwa, gdzie każdy dzień wymaga, by walczyć o przetrwanie. "Utraciłem również radość z życia" - te słowa uderzyły mnie szczególnie.

To ja. Dziś. Obdarta ze złudzeń, bezbronna, starająca się, walcząca, wygrywająca z chorobą. Nie mająca jednak nic w zamian.

Wiem, że życie jest ciężkie, nie tylko dla mnie. To atrybut życia nieobcy dla większości ludzi, o ile nie wszystkich.

Coraz bardziej otwieram się na ludzi, zmieniam się. Czuję satysfakcję, ale - nigdzie nie ma radości. Zdobywam przyjaciół, zacieśniam więź z mężem - a wszystko to jest takie...puste. O smaku trocin.
Staram się żyć tak, jakbym żyła, gdybym miała do życia motywację. Robię coś tam, bywam gdzieś tam...ale to wszystko nie ja.

Nie ja
nie ja...

Wieczna, nieustępliwa zima. Zero kolorów. życie bez barw. Ile takie życie może w ogóle trwać??
..........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowo.